Recenzja „Landsberg vs. Grünberg” @ BORN TO DIE ZINE

Bunder Nekromunda / Vomigod – „Landsberg vs. Grünberg”

MetalRuleZ i kolejny splicik z logiem tej podziemnej stajenki. Kolejny, ale za to poruszający inną tematykę anatomii brutalnego grania. Tym razem przyszła pora, na penetrowanie grind’owej i grindcore’owej części naszego, podziemnego podwórka. Podejrzewam, że wszystkim leniwcom, nie mającym w zwyczaju szperania w odmętach underground’u, Ancient zrobił tym wydawnictwem po prostu dobrze, choć sama zawartość tej płytki, to już takie pół na pół. Ale po kolei. Pierwsza startuje BUNDER NEKROMUNDA, do której to należy akurat te słabsze 50%. O ile muzycznie jest całkiem w porządeczku, i słychać wyraźnie, mocno i coraz pewniej stawiane kroki do przodu w obrębie ich muzyki, to i tak ich część tego splitu, jest słabszym ogniwem tego wydawnictwa. Wszystko rozbija się o brzmienie, zarówno nagrań studyjnych – które i tak jest majstersztykiem w porównaniu z resztą – jak i strzałów live, dorzuconych do całości, najprawdopodobniej po to, by uatrakcyjnić ten materiał. Akurat z atrakcyjnością to te koncertowe nagrania nie mają wiele wspólnego, bo zamiast słuchania, jest tylko męczarnia. Zanim doczytałem się, że to cięcia z żywca, to myślałem, że mi się mój skatowany hałasem pożeracz zjebał, i już pora wysłać go na emeryturę…dla mnie, w żaden sposób taka zlewka nie jest reprezentatywna dla formy kapeli, jej siły i rażenia, a tylko męczy słuchacza, i jest zupełnie niepotrzebne. BUNDER NEKROMUNDA natomiast od strony kompozytorskiej, aranżacyjnej wyraźnie nabiera rozpędu, i przybiera na mocy, ładując w struktury swoich „piosenek” coraz większy dynamit, i pod tym względem, wolę myśleć, iż zdarzył im się zwyczajnie wypadek przy pracy, niż psuć sobie smaka na kolejne nagrania tej ekipy. VOMIGOD – na tych zboczonych rzeźników czekałem, brnąc przez ścieżki ze srebrnego talerzyka należące do BUNDER NEKROMUNDA. Tyle dobrego, że to nie impreza na ringu, bo tym razem, ci pierwsi zebraliby łomot od ekipy z Zielonej Góry he he. VOMIGOD od samego początku po ostatnie takty swojego stuffu, zasuwają na pełnych obrotach, kalecząc przy tym uszy, że aż…boli. I mam głęboko w zadzie, tematy oryginalności. Proch już raz ktoś wynalazł, a muza VOMIGOD i tak robi swoje…rozdupcza. Brzmią całkiem mocno, wiedzą dobrze jak wykorzystać bardziej techniczne wątki tak, by nikomu się nie przejadło, i tworzą specyficzną chemię pomiędzy chaosem a pewnym porządkiem w swoich utworach. No cóż, ja proszę o więcej. „Landsberg vs. Grünberg” dopełnia jeszcze część multimedialna. Recenzja recenzją, ale warto polecić ten splicik, to indywidualnego sprawdzenia maniakom, tej konkretnej nuty.

Skowron / Born To Die