Recenzja „Landsberg vs. Grünberg” @ KULTURA INDUSTRIALNA WEBZINE

Bunder Nekromunda / Vomigod – „Landsberg vs. Grünberg”

Działalność wydawnicza Ancienta nabiera rozpędu, bo pod szyldem jego wytwórni coraz to wychodzą nowe materiały. Widać, że koleś stara się mocno promować polskie podziemie, gdyż często daje szansę nawet mniej znanym zespołom, a że ceny ma śmiesznie niskie, to każdy maniak w naszym biednym kraju może sobie pozwolić na zakup tych wydawnictw. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie zaczął szukać dziury w całym i dlatego zastanawiam się, czy zwiększenie częstotliwości wypuszczania kolejnych krążków nie wpłynie na obniżenie ich jakości? Wystarczających powodów do obaw dostarczył mi ten split – niby dobór kapel jest całkiem trafny, a okładka utrzymana jest w odpowiednim, gore’owym klimacie, ale…
BUNDER NEKROMUNDA to 5-cio osobowa ekipa z Gorzowa Wielkopolskiego, która istnieje od prawie 7 lat i ma na swoim koncie tylko jedno, nagrane w 2003 roku, demko „Songs Of Filth & Deviation”. Kawałki z niego trafiły na „Landsberg vs Grunberg” i tu właśnie pojawia się pierwszy problem. Stuff ten jest bowiem dość stary i uważam, że wszyscy fani underground’owych wyziewów już dawno go poznali, a przecież tylko oni mogą się zainteresować ofertą Metalrulez Productions. Nie rozumiem takiej taktyki! Od strony muzycznej mamy tutaj do czynienia z patologicznym grindcore’m, w którym zachowano idealną równowagę pomiędzy chaotycznym napierdolem, mocarnymi zwolnieniami i bardziej chwytliwymi patentami. Wszystko dość kurczowo trzyma się kanonów gatunku, które od lat tworzą Carcass, Repulsion czy Brutal Truth, a jeśli dołożyć do tego obleśne wstawki filmowe oraz 'kiblowate’ wokale, to wydawać by się mogło, że uzyskamy gratkę dla niemal każdego grindersa. Niestety, przyjemność z obcowania z twórczością BUNDER NEKROMUNDA całkowicie odbiera chujowa produkcja. I gdy myślałem, że już nic gorszego nie może mnie spotkać, to chłopaki zapodali na dokładkę cztery utwory koncertowe, które są kompletną dźwiękową porażką. Gitary 'pływają’, perkusja coś tam puka, a gardłowego praktycznie nie słychać, przez co nie jestem w stanie ocenić poziomu wykonania autorskich kawałków, że już nie wspomnę o coverze Malignant Tumour – Nature Warning, Human Extation. Koniec.
Jako drugi prezentuje swoje wdzięki zielonogórski VOMIGOD, czyli banda zwyrodnialców, którzy zdobyli już uznanie na rodzimej scenie za sprawą kilku wydanych demosów, wielu występów na żywo, hektolitrów wypitego piwa, ton spalonych blantów i setek rozdziewiczonych zakonnic 😉 Z myślą o „Landsberg vs Grunberg” zarejestrowali oni 7 piosenek, które znacznie podnoszą wartość tej płyty. 'Rzygobogi’ przyzwyczaili Nas do tego, że ich death/grind nie jest ani zbyt skomplikowany, ani zbyt prosty, a ponieważ w tym przypadku posiada mięsiste, rozpierdalające brzmienie, to będzie się on podobać wielu brutalistom. Nie powinni się oni tutaj nudzić, bo numery są raczej krótkie, nieźle połamane rytmicznie i okraszone ultra głębokimi growlami, wariackimi kwikami oraz opętanymi skrzekami. Na wyróżnienie zasługują kawałki „Samobójca” (prosty, grindowy cios) oraz „Metrorrhagia” i „Praga ’68”, których większa złożoność jest, według mnie, wyrazem fascynacji amerykańską szkołą takiego grania. Podsumowując, VOMIGOD spisał się naprawdę zajebiście jak na nasze warunki, ale, nie oszukujmy się, podobnych formacji jest na świecie tysiące i dlatego nie sądzę, aby łomot Pyrosh’a i spółki wzbudził jakieś wielkie zainteresowanie za granicą. Może następnym razem. Jak widać fakt, że Ikultura jest patronem medialnym tego splita, nie przeszkodził mi w jego, mam nadzieję, rzetelnym i dokładnym zrecenzowaniu. Trochę sobie ponarzekałem, ale jeśli tylko możecie odżałować dwa browary, to zaopatrzcie się w „Landsberg vs Grunberg”, a jeśli nie, to wypijcie chociaż moje zdrowie 🙂

Max